poniedziałek, 4 lipca 2011

Czterdzieści lat temu przekonywali, że kopalnię we wsi trzeba wybudować !!!

W latach 70. Wola była wsią z ponad setką dużych i mniejszych gospodarstw. Na łąkach pasły się krowy, po podwórkach biegały kury, gęsi i kaczki, w chlewach trzymano świnie. W Woli gospodarzyli, jak umieli najlepiej, nie marnował się żaden hektar. Każdy kawał pola, który nadawał się do zaorania, obsiewali i zbierali z niego plony.
Pod koniec lat 70. wieś zaczęli najeżdżać specjaliści od górnictwa. Zganiali ludzi do wiejskiego domu kultury i opowiadali, że grzech tutaj węgla nie wydobywać. Dla wsi to był wyrok. - Pamiętam te spędy. Byli chyba z kopalń Piast i Brzeszcze. Przedstawiali nam świetlaną wizję przyszłości. Jaki to Wola awans społeczny zyska, jeśli zbudują nam kopalnię. Mówili, że będzie praca, różne instytucje. To było w czasach, kiedy ziemia nie była w cenie - wspomina z żalem Franciszek Klenczar, gospodarz, radny Woli.
Zapewniali nas, że gdzie by nie kopać, to węgiel będzie u nas najwyższej klasy - mówi Klenczar.

Rolnikom nie spodobała się taka wizja przyszłości. Byli głusi na namowy oddania ziemi pod kopalnię, nie chcieli podpisywać ugód i godzić się na sprzedaż. - Ale to były inne czasy. Wtedy o cenie ziemi nie decydował rolnik - mówi Klenczar. Sam oddał 3,5 ha. Inni znacznie więcej.
Starzy gospodarze wspominają płacz kobiet, blokady nadjeżdżających maszyn, zniszczenia. - Jeden stracił wszystko i z żałości umarł. To był najlepszy gospodarz we wsi. Pozostali nie pogodzili się do dzisiaj - opowiadają.
Przy ul. Mokrej stoi kilka starych, ceglanych domów. Górczokowa nieufnie otwiera drzwi od stodoły. Kiedy słyszy, że przyjechaliśmy porozmawiać o kopalni, odwraca się na pięcie i złorzeczy: - Co? Kopalnia? Życie nam zniszczyli, okradli! - trzaska drzwiami. Tłucze jakieś butelki, nie przestaje mówić.
Jej żal i złość zrozumiałby każdy, gdyby tylko mógł zobaczyć, co się stało z jej gospodarstwem.

Bloki przy gnojowisku

Fedrować zaczęli 22 lipca 1985 roku. Ale zanim pierwsi hajerzy (tak nazywają tutaj górników) zjechali na dół, krajobraz Woli zmienił się nie do poznania. Ludzie dziwili się, że można tak szybko budować. Kopalnia rosła im w oczach. Z ziemi sterczały druty, ciężkie maszyny rozrywały urodzajne pola na kawałki, a warstwę uprawną zgarniały spychacze. Powstawały nowe linie wysokiego napięcia.
Nagle okazało się, że nad wsią nie góruje kościół, tylko kopalniane szyby. Wola zmieniła się bezpowrotnie. Zaczęli przyjeżdżać ludzie do pracy w najmłodszej i być może najlepiej wyposażonej kopalni w Europie.
W najlepszych okresach pracowało nawet 8 tys. ludzi. To dla nich pobudowane zostały betonowe blokowiska. Nie wiadomo, kto nadzorował wtedy prace budowlane, ale wystarczy rzut oka, by przekonać się, że projekt został zrobiony na kolanie.
Kilkupiętrowe bloki stoją tuż przy gospodarstwach. Przy ul. Mokrej postawili je w zaledwie kilkumetrowej odległości od komórek, chlewików i zadaszonej fury jednego z najstarszych gospodarzy. - Eee tam! Blisko jest, inni mają gorzej. Tego już nikt nie zmieni - dziwi s, że jeszcze kogoś to interesuje.

Górczokowej po 20 latach nadal nie jest do śmiechu. Niektórzy uważają, że ucierpiała bardziej niż inni. Jej dom, stodoła, gnojowisko i kilka budynków gospodarczych zostały otoczone z trzech stron przez bloki, a przy wjeździe na podwórko postawiono blaszane garaże. Od 20 lat gospodarstwo Górczokowej żyje w wymuszonej symbiozie z pseudonowoczesnym betonowym budownictwem.

Pokolenie niedoszłych górników

Budowa samej kopalni Czeczott kosztowała wieś ponad 120 ha. Osiedla dla hajerów zajęły drugie tyle. Dla dzisiejszej Woli nie miałoby to już znaczenia, gdyby nie restrukturyzacja górnictwa. W 1999 roku kopalnia została wytypowana do likwidacji.
Środa 9 marca 2005 roku. W sali Urzędu Gminy w Miedźnej przy jednym rzędzie stołów siedzą radni, którzy chcą poznać argumenty, dla których nie warto fedrować, a naprzeciw, przy drugim, przedstawiciele Kompanii Węglowej oraz kopalni Piast z Bierunia Nowego, do której Czeczott został przyłączony w 2000 roku jako Ruch II.
Klenczar, który przed laty nie mógł pogodzić się z budową kopalni, teraz jej broni. Uważa, że skoro kopalnia przewróciła ich życie do góry nogami, zdegradowała środowisko, teraz nie może się wycofać i zostawić ich na lodzie. Klenczar: - Najpierw zbudowali kopalnię, teraz chcą ją likwidować. Tak nie można. Wtóruje mu Alojzy Wojciech, przewodniczący Rady Gminy w Miedźnej: - Proszę nie lekceważyć społeczności lokalnej, chodzi o miejsca pracy dla przyszłych pokoleń.
Lech Mielniczuk, dyrektor kopalni Piast, wstaje: - Wokół Ruchu II narosło wiele sensacji i niedomówień. Przyłączenie do Piasta było dla niego szansą. Gdyby nie to, o kopalni Czeczott mówilibyśmy teraz w aspektach historycznych - zaczyna swoje wystąpienie.
Mielniczuk wyjaśnia, że termin likwidacji jest nieodwracalny - 30 kwietnia 2005 roku. Z małym poślizgiem, bo fedrują jeszcze dwie ściany. Może to więc potrwać do początku maja.
Przedstawiciele kopalni Piast i Kompanii Węglowej przez dwie godziny przekonywali, że na protesty jest już za późno, zamknięcie Ruchu II jest nieodwracalne, a specjaliści, którzy przed laty zdecydowali o budowie kopalni w tym miejscu, pomylili się. - Nie można nas obarczać za błędy przeszłości - dodają.
Mielniczuk tłumaczy: - Skomplikowana tektonika i uskoki uniemożliwiają wydobycie. Złoża tutaj nie ma. Już nie ma odwrotu. Prace likwidacyjne zaczęły się w 2000 roku. Jego zdaniem złoża starczyło akurat na cztery lata od tej decyzji.

Słono i mokro w kopalni

Plan likwidacji zakłada zalanie kopalni słoną wodą z Piasta i Ziemowita. Zatopienie kopalni jest podobno najekonomiczniejszym rozwiązaniem, a proces nieodwracalny. Pod ziemią wybudują 300 tam, które będą zabezpieczać wyrobiska. Dwa szyby zostawią, a pozostałe zlikwidują przez zakorkowanie. - Proces likwidacji kopalni rozpoczął się w 2000 roku i nie ma już odwrotu - zapewnia dyrektor Piasta.
Radni nie wytrzymują, chcą wiedzieć, co dalej z teren pokopalnianym.
Okazuje się, że planów rekultywacji jeszcze nie ma. Nie wiadomo, jak zostanie wykorzystany majątek pokopalniany (nowe maszyny i urządzenia), co będzie z gruntami.
Po raz drugi mieszkańcy Woli słyszą o nowej wizji. Tym razem specjaliści od górnictwa przekonują, że kopalnię trzeba zamknąć, a mieszkańcy będą mieć spokój. - Wentylatory ucichną i nie będą wam już przeszkadzać. Mniej samochodów, mniej hałasu - mówią. Radni są rozbawieni.
Przedstawiciele górnictwa nie mają na ten temat zbyt wiele do powiedzenia. Większość planów pozostaje w sferze domysłów. Mówią, że być może tereny "starego" Czeczotta zamienione zostaną w zakład przeróbczy węgla, który będą dowozić wagonami. Podobno Wolą zaczęła się już interesować jakaś niemiecka korporacja chemiczna. - Są różne pomysły. Słyszeliśmy, że ktoś chce cechownię zamienić w halę sportową, a łaźnię w strzelnicę - tłumaczą. Radni milczą.

To węgiel jest czy go nie ma?

Wójt Bogdan ..... nie wytrzymuje, włącza laptop i na rzutniku pojawiają się miejsca, w których jego zdaniem są złoża. - Przy kopalni Czeczott są dwa niewykorzystane pokłady węgla. W pokładzie 209 jest 2,8 mln ton, a w 207 leży milion. Jest jeszcze obszar w Międzyrzeczu z 13,5 mln ton. Przy wydobyciu 10 tys. ton na dobę starczy na 12 lat fedrowania - przekonuje.
..... pokazuje trzeci obszar. To pierwotny obszar górniczy położony na wschód od Wisły, jakieś 27 km kw. - Ostrożnie szacując, wystarczy na pięć lat eksploatacji - wyjaśnia. Przedstawiciele kopalni Piast i Kompanii Węglowej są ciekawi, skąd w urzędzie mają takie informacje, ale wójt i radni nie chcą tego zdradzić.
Leszek Kloc, dyrektor biura gospodarki złożami w Kompanii Węglowej, mówi, że trzeba jednak wziąć pod uwagę czas i nakłady. - Nie chcę przesądzać, ale pokłady są mało atrakcyjne - mówi.
Józef Rusinek, inżynier z Piasta, powiedział, że przeanalizują sytuację. Po spotkaniu Rusinek mówi: - Węgiel tam jest, to nic nowego. To jest znana sprawa, ale wydobycie jest nieopłacalne.
Rozchodzą się i obiecują, że odpowiedzą.
Radni jednak nie rezygnują, rozdają skserowane pisma. 4 lutego 2005 roku Jacek Piechota, sekretarz stanu, odpisał Taranowskiemu: "[...] Minister Gospodarki i Pracy nie podejmuje decyzji o łączeniu kopalń lub likwidacji ich części. Decyzje w tym zakresie podejmują zarządy spółek węglowych w oparciu o wnikliwą i wielokryterialną analizę sytuacji poszczególnych zakładów górniczych. W przypadku likwidacji KWK Piast Ruch II decyzję podjęła Kompania Węglowa SA".
Przypomnijmy, że w 2000 roku zostało zawarte porozumienie pomiędzy Nadwiślańską Spółką Węglową a ministrem finansów, dotyczące 850 mln zł długu z tytułu budowy kopalni. Ustalono wtedy, że nie trzeba będzie go spłacać, o ile Kompania Węglowa nie będzie żądać dotacji na jej likwidację. Zdaniem radnych porozumienie przypieczętowało koniec kopalni.

Ludzie się pogubili 

Obecnie Wola, to takie administracyjne nie wiadomo co: półwieś z sołtysem, półmiasto z dwoma górniczymi blokowiskami: Osiedle I i Osiedle II. Każde ma swoją radę osiedlową. W sumie ponad 9 tys. mieszkańców.
Dookoła trochę lasu, podmokłe tereny i rezerwat z żubrami. Gmina zainwestowała w nowoczesną szkołę, basen z masażem, sauną, siłownią i rurą do zjeżdżania. Z miastem powiatowym ma jednak słabe połączenie. Czasem jedyną rozrywką pozostaje wizyta u sąsiada, bo w niedzielę żaden autobus nie kursuje. Już teraz mieszkania można kupić taniej niż gdzie indziej. Za M-3 sprzedane w Tychach tutaj można dostać M-4.
Urszula Szostak mieszka tu od lat 80., jej mąż, były sztygar, jest na emeryturze górniczej: - Na początku to był smród, brud i ubóstwo. Krzywo na nas patrzyli. Tych z bloków, wiadomo, nazywali gorolami, a ludzi z hoteli wulcokami. Nie podobało mi się, ale mąż dostał robotę i mieszkanie. Co było robić? Zostaliśmy.
Wojciechowa, po siedemdziesiątce, pochodzi z sąsiedniej wsi: - Jaki oni tutaj raj mieli. Kościół, szkołę, pocztę i sklep rzeźniczy. Sami swoi mieszkali wokół. Kiedy zbudowali kopalnię, raj się skończył. Z całej Polski ludzie przyjechali. Nie wyobrażam sobie, co ich dzieci teraz będą robić, jak zamkną Czeczotta. Słyszałam, że tu węgiel lepszy jak w Piaście. Ale co ja tam będę gadać, na węglu się nie znam.
Marian Kowalski, 41 lat, sąsiad Wojciechowej, pracuje w dozorze Ruchu II, przyjechał z Mysłowic: - Mówią, że praca będzie w kopalni w Bieruniu Nowym. Tylko co się stanie z tymi zakładami, co są zależne od kopalni? W 80 proc. wszystko się kręci wokół niej, także życie młodych.
Właścicielka sklepu z używaną odzieżą: - Przyjeżdżam z Oświęcimia. Już teraz bieda cokolwiek sprzedać, a jak zamkną kopalnię, to już w ogóle.
Teresa Siudyła, ekspedientka ze spożywczego z widokiem na szyb, mieszka przy rozdzielni węgla: - Hałas z kopalni mi nie przeszkadza. Przyzwyczaiłam się. Niektórzy wracają w swoje strony, a my nie chcemy na wygnanie. Ja myślę, że to się ot tak nie skończy. Z Budryka też zrezygnowali, ale znalazł się chętny i kopalnia poszła w prywatne ręce.
Halina Jamro, koleżanka Siudyły zza lady: - Budujemy dom 300 km stąd. Wracamy do siebie, w rodzinne strony.
Górnicy wolą likwidację komentować anonimowo, żeby ewentualna robota w Bieruniu nie przeszła im koło nosa. - Kopalnia dopiero po 20 latach zaczyna się spłacać. Tutaj węgiel jest, można fedrować, ale nie chcą. Szkoda tych maszyn, bo to naprawdę sprzęt pierwsza klasa. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to niech sobie wyobrazi, że przesiada się z cinquecento do mercedesa - tłumaczy jeden z nich.
Policjant z Osiedla II uważa, że gmina straci sporo pieniędzy. Wójt mówi, że 2 mln zł z tytułu podatku od nieruchomości. Andrzej Nelec, przewodniczący rady osiedlowej Wola I, ma pomysł: - A co za problem, żeby maszynista na emeryturze zorganizował ludziom wycieczki po kopalni. Zamiast niszczyć, zróbmy z tego atrakcję turystyczną. Nie słyszałem jeszcze, żeby w Europie można było zwiedzać młodszą kopalnię od tej. Tylko niech jej nie zalewają. Niech pomyślą.

2 komentarze:

  1. skurywysyn Mielniczuk teraz siedzi i wielki z niego pan szkolący elektryków na Sybir go zesłać niech ścina drzewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Mielniczuk skurwysyński pomiot, karierowicz. Sprzedałby właśne dzieci. Zero odpowiedzialności. Mam nadzieję, że patrząc kiedyś w lustro poczuje wstyd.

    OdpowiedzUsuń